W końcu, po podróżach wielu,
Skowron rzekł: „Mój przyjacielu,
Do Grudziądza czas nam bieżyć,
Bowiem dłużej się już mierzyć
Z mą tęsknotą nie mam mocy,
Dom śni mi się każdej nocy.”
Bardzo Kubę rozweselił,
Który z żabką się podzielił
Wieścią, że w domu pielesze
Wrócą, matce ku uciesze.
A do domu
droga trwała
Dwa miesiące, tak bez mała.
I ta podróż bardzo długa
Przeszła im w znojach i trudach.
A gdy dość wędrówki mieli,
Pod Wodną bramą stanęli.
Miasto
deszczem ich witało,
Nocną porą jeszcze
spało.
Na swej barce
więc czekali,
I zdrożeni nań
drzemali.
A gdy bramy
otworzyli,
Flisacy przezeń wkroczyli.
Każdy ruszył w swoją stronę,
By powitać matkę, żonę,
Oraz dzieci
ukochane,
Od miesięcy niewidziane.
Kuba dziarsko
szedł, nie zwlekał,
Na tę chwilę wszakże czekał.
Ale jego licha
chata,
W której młode spędził lata,
Na obrzeżach, pod murami,
Straszy
pustymi oknami.
Przeto rzekli
mu sąsiedzi,
Gdy na progu
tak się biedził,
Że rodzina jego miła
Dawno się wyprowadziła,
Bowiem matka
odmłodniała
I znów za mąż się wydała.
Mąż był stanu
kupieckiego,
Zabrał ich do domu swego,
Który był w pierzei rynku
Blisko od miejskiego
szynku.
Kuba szedł z wesołą
miną,
Lecz entuzjazm
wnet mu minął,
Bowiem zamiast
kamienicy,
Pustkę ujrzał już z ulicy.
Tylko słupy po budynku,
Co stał był w pobliżu szynku
Pozostały. Znakiem tego,
Stało się coś niedobrego.
Znów donieśli
mu sąsiedzi,
Kiedy w
zgliszczach tak się biedził:
Spłonął
dom z rodziną całą
I nic zeń nie pozostało…
Upadł Kuba i zaszlochał,
Nie ma już tych, których
kochał…
A boleści łza kapała
W kieszeń, gdzie żabka
siedziała.
Złotą głowę wystawiła,
Rozpacz Kuby
zobaczyła.
Pospieszyła z
pocieszeniem,
Rzekła cicho,
z namaszczeniem:
„Nie płacz proszę, ja
pomogę!
Cóż dla Ciebie zrobić
mogę?
O mej mocy
zapomniałeś?
Życzeń dwu nie powiedziałeś!
Wszystko magią mogę zmienić
Nieszczęśliwy los odmienić.”
Łzy rękawem otarł Kuba:
„Może coś się zmienić uda?
Gdy wypowiem
swe życzenie,
Czy przeszłości tory
zmienię?
Moja żabko, żabko złota,
To dla Ciebie
jest robota.
Odwróć przeszłość, by rodzina,
Co odeszła w złych
terminach,
Znów stanęła przy mym boku,
Wyrwij ich ze śmierci mroku.
By dom i majętność
cała
Z tej pożogi ocalała.
Niech los podły się odwróci
I me
rozpaczania skróci.
Magia
rzeczywistość sklei,
Innej nie ma
już nadziei.”
Przyklasnęła żaba w łapki,
Rechot dobył się z jej
japki.
„Oto drugie
Twe życzenie,
Spełni się
niepostrzeżenie.”
Rozbłysnęła
skóra złota
I już było po kłopotach.
Dom, po którym
ziała dziura,
Znowu znalazł się w swych
murach.
W domu zaś rodzina Kuby
Jakby nieświadoma zguby,
Która miejsce
wcześniej miała
Do posiłku zasiadała.
Kuba oczom
swym nie wierzył,
Cud tak
namacalnie przeżył.
Złudzie nie chcąc
dać się motać
Jął z rozmachem w drzwi łomotać.
Przez donośne to pukanie
Wyszła matka na spotkanie.
Drzwi na oścież rozchyliła
I w ramiona
pochwyciła
Kubę, co stał w
drzwiach spłakany,
Od widoku
swojej mamy.
Choć w pamięci ciągle mieli,
Jak ich ogień z życiem
dzielił,
Mocno ściskać się poczęli,
Bo się lata nie widzieli.
Do radości
dołączyli
Wszyscy,
którzy w domu byli.
Kuba mówił o przygodach,
Dzikich ludach
i narodach,
O zwierzętach fantastycznych
i krainach
egzotycznych.
A gdy skończył opowieści,
Pytań mnóstwo
różnej treści
Padło z ust Kuby rodziny,
Bo chcieli pojąć
przyczyny
jak się stało, że ożyli,
w ogniu życia wszak stracili.
Kuba żabkę im
przedstawił
I na stole ją postawił.
Żabka zaś im wyjaśniła,
że to jej magiczna siła,
co to na Kuby życzenia,
rzeczywistość tak odmienia.
Długo sobą się
cieszyli,
a gdy spać się położyli,
to już miasto świt
zalewał,
a dzwon nowy
dzień opiewał.
Kuba zaś, z nadmiaru wrażeń,
Znów roztrząsał przebieg
zdarzeń.
Na przypiecku
w kuchni siedział,
Szczęściu swemu nie dowierzał.
Żabkę trzymał na
kolanach,
Myślał o swych
dalszych planach.
Czy znów
ruszyć ze Skowronem,
Czy flisactwo
już skończone…
Za zebrane
oszczędności
Mógłby gniazdko
tu wymościć.
Myślał także, co by było,
Gdyby się nie przydarzyło
To, że żabce pomógł w
trzcinach,
O następstwach i przyczynach.
Gdyby żabkę zjadły koty,
dzisiaj byłyby kłopoty.
Gdyby wziął ją los
okrutny,
Dziś dzień byłby bardzo smutny.
Lecz myśl dawna dojrzewała,
Że ta złota żabka mała,
Na nagrodę zasłużyła,
Bo życzenie dlań spełniła
Co bezcenne
przecież było,
Życie bliskim przywróciło.
Z życzeń mu zostało jedno,
Wypowiedział dwa uprzednio.
Teraz to
ostatnie, trzecie,
Powie, żabce ku uciesze.
Wziął na ręce żabkę złotą
I powiedział doń z ochotą:
„Moja żabko, żabko złota,
Wybawiłaś mnie w kłopotach.
Więc w nagrodę, za zasługę,
Ja Ci daję życie
drugie.
Tak jak byłaś przed
wiek wiekiem,
Chcę byś była znów
człowiekiem.”
Żabka, dziwiąc się
ogromnie,
Rzekła, patrząc
nieprzytomnie:
„Gdy wypowiesz
to życzenie,
To w człowieka wnet się
zmienię.
Czyś w decyzji utwierdzony?
Wolę, byś był uprzedzony,
gdy się prośba
trzecia spełni,
To mój los też
się dopełni.”
Kuba był już pewny
swego,
I powiedział jej dlatego:
„Ma decyzja
ostateczna,
Męka Twa nie będzie wieczna.
Trudy skracam
Ci wygnania
z woli mej i
przekonania.
Tyś usługi mi
oddała,
Co bezcenne są bez mała.
Ty przez
wszystkie swe wcielenia
Cudze spełniałaś życzenia.
Winy swoje
odkupiłaś,
Hańbę z życia swego zmyłaś.
Więc ostatnie już
życzenie
Czeka oto na
spełnienie.
Świadkiem gwiazdy, co na
niebie,
Ja z tej służby zwalniam
Ciebie.
Bądź człowiekiem –
me życzenie,
Swego zdania
już nie zmienię!”
Kuba tak
stanowczo mówił,
Wątpliwości już nie budził.
Że chce tego, jasnym było,
Zdania nic by
nie zmieniło.
Przyklasnęła żaba w łapki,
Rechot dobył się z jej
japki.
„Oto trzecie
Twe życzenie,
Spełni się
niepostrzeżenie.”
Rozbłysnęła
skóra złota
I już było po kłopotach.
Żabka niczym bańka prysła,
W izbie smolna
czerń zawisła.
I
nieprzenikniona cisza,
Wiatr za oknem
nie kołysał.
Kuba popadł w wielką radość,
Że uczynił żabce zadość.
Wszak męczyła się latami,
Udręczona życzeniami.
Lecz gdzie
magia ją wysłała,
Kiedy żabka
stąd znikała?
Zaraz smutki
ukąsiły,
Że się wspólne
dni skończyły,
Bo przywiązał się do żabki,
Czuł na dłoniach
wciąż jej łapki.
Łzy do oczu napłynęły,
Chęć do życia mu
odjęły.
Ścisnął pieści
z bezsilności,
Chciałby ją u
siebie gościć.
Myśl mu w
głowie kołatała,
Aby razem z
nim została.
Nagle pośród
izby ciszy,
Głosik złotej żabki słyszy:
„Kubo, mój
wybawicielu,
Dzięki druhu, przyjacielu.
Moc pragnienia
Twego serca,
Do tego mnie
ściąga miejsca.
Na w człowieka czekam zmianę
I przy boku
Twoim stanę.”
Nagle w mroku
zaiskrzyło,
Jak w dzień izbę rozjaśniło.
Tam, gdzie była żabka mała,
Kula światła zapełgała.
Z jasności się formowało
Materialne,
ludzkie ciało.
Długie włosy, smukła kibić,
Piersią mogła zęby wybić.
W pełnej krasie gdy stanęła,
Do Kuby się uśmiechnęła.
A jej uśmiech serce topił,
Kuba w oczach
się zatopił.
Popadł przed nią na
kolana,
A ona doń roześmiana:
„Kubo, powstań z kolan, proszę,
Wdzięczność
wielką w duszy noszę.
Ja powinnam paść przed Tobą,
Boś uczynił mnie
osobą.”
Kuba silnie był wzruszony,
Chwilą wielką
poruszony,
W takie słowa się odzywa,
Cały świat na
świadka wzywa:
„Spędziliśmy wspólnie lata,
Zjeździliśmy kawał świata.
Tyś najlepszym przyjacielem,
A że w ludzkim jesteś
ciele
Chciałbym pojąć
Cię za żonę.
Tobie serce
przeznaczone.”
Dawna żabka, dziś
dziewczyna,
Rzewnie płakać
rozpoczyna.
Bo nie wierzy
swemu szczęściu,
Choć marzyła o zamęściu.
Do jego
przyległa boku,
Nie da już bez
niego kroku.
Mocno razem
się tulili,
W pocałunku
się złączyli.
Piękna para z dwojga była,
Miłość
ich uszczęśliwiła.
Wesele
przygotowali,
Miasto całe nań zwołali.
Było to w grudziądzkim
dworze,
Gdzie się wszystko zdarzyć
może.
Też na tym weselu byłem,
Pitnym miodem
się syciłem,
Co słyszałem i
widziałem,
Wszystko Wam
opowiedziałem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz