Oto historia nieznana,
przez potomnych zapomniana,
mówi, że raz Mistrz Twardowski,
najwspanialszy z magów Polski,
W dzień, gdy deszcz siąpił ponury,
Zawitał w Grudziądza mury.
Zajechał toruńską bramą,
prosto, aż pod karczmę samą.
Okrutnie był już zdrożony,
Dzień w kość dał, w siodle spędzony.
Na popas stanął dni kilka,
które minęły jak chwilka.
Co się w tym czasie zdarzyło,
uczonym się nie przyśniło.
Rankiem do karczmy pokoju,
gdzie Mistrz spał w dobrym nastroju,
delegacja zapukała,
co misję dlań ważną miała.
Wiadomość ta, od włodarzy,
odmalowała na twarzy
zdziwienie i ekscytację
przez dziwną tę informację.
"Mistrzu, tyś słynny jest w kraju,
bo masz w szlacheckim zwyczaju,
słabszym od siebie pomagać,
gdy z groźbą muszą się zmagać.
W sztolni co idzie pod Wisłę
lęgną się siły nieczyste.
Wyjście zeń w skarpie Wiślanej,
więcej rzec nie jestem w stanie.
Problem to wielki dla miasta,
bowiem złą sławą obrasta.
Ludzie znikają w tunelu.
Ze śmiałków, a było wielu,
co chcieli otchłań tę badać,
żaden nie wrócił, by śniadać.
Tylko cień stwora widziano,
gdy obok wejścia sprzątano.
Stamtąd pył i czad wychodzi,
wszystkim on na zdrowie szkodzi."
Zamilkł posłaniec i czekał,
Mistrz z odpowiedzią swą zwlekał.
Rzekł po namyśle - "Pomogę.
Tyle zrobić dla was mogę.
Nobile verbum Wam składam,
że tajemnicę tę
zbadam."
C.D.N.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz