Żartobliwy wierszyk z okazji obrony tytułu magistra.
Kilka zapożyczeń od artystów klasyków, chapeau bas dla nich.
Zapraszam!
Magistra dziś bronię, więc nóż naostrzyłam.
Wszystkich odpowiedzi też się nauczyłam.
Ciężkie to są znoje, te lata nauki,
Po drodze kolokwia, podpisy i druki.
Użerać się trzeba było z profesorstwem,
a nieraz popisać najlepszym aktorstwem.
Lecz dzisiaj już basta, nauki skończone.
Nerwy jak postronki już są uwolnione.
To koniec wolności, iść trzeba do pracy,
w ten codzienny kierat, jak moi rodacy.
A gdzie się nie spojrzysz, magister, inżynier,
ten płoty maluje, ten gra na maszynie...
Skąd tyle magistrów? Któż to raczy wiedzieć?
Już nie ma "złamasie" do kogo powiedzieć!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz